Szukaj na tym blogu

sobota, 30 kwietnia 2011

Burberry - próba zaprzyjaźnienia się...

Dziś chciałabym przybliżyć Wam markę Burberry. Chyba robię to też dla siebie. Ale o tym potem...

Rzućmy nieco światła na przeszłość...

Historia domu mody Burberry sięga ponad 150 lat wstecz. Został on założony dokładnie w 1856 r. przez niespełna 21-letniego wówczas Thomasa Burberry'ego. Pierwszy sklep powstał w miejscowości Basingstoke i zdołał w ciągu następnych 15 lat ugruntować swoją pozycję na lokalnym rynku. Klienci lubili ubrania od Burberry'ego, ponieważ były zawsze bardzo dobrej jakości i porządnie uszyte, dzięki czemu mogły przechodzić z ojca na syna.

Jednak młodemu przedsiębiorcy to nie wystarczało. Postanowił stworzyć idealny płaszcz, który będzie chronił ludzi przez kapryśną brytyjską pogodą. Tak powstała gabardyna - materiał jednocześnie nieprzemakalny i przewiewny, który na zawsze zapewnił Burberry'emu miejsce w historii mody. Nazwa tkaniny pochodzi nomen omen z szekspirowskiego dramatu "Burza".

Po ubrania Burberry'ego zaczęli przyjeżdżać ludzie z całego kraju - jeżdżono w nich na nartach i łyżwach, łowiono ryby, używali ich także polarnicy. W płaszczach Burberry walczyli w wojnie burskiej nawet brytyjscy żołnierze.

Niedługo potem powstał symbol Burberry - konny rycerz z łacińskim słowem "prorsum", które miało oznaczać postępowy charakter marki.

Wkrótce nadeszła pierwsza wojna światowa. Podczas gdy większość firm bankrutowała, Burberry przeżywało prawdziwy rozkwit. Firma otrzymała bowiem od brytyjskiej armii zamówienie na pół miliona płaszczy dla żołnierzy. Tak powstał znany do dziś trencz. Bo "trench coat" oznacza tak w ogóle "płaszcz do okopów". :-)

Jak już wcześniej wspomniałam, czasy świetności trencza nie minęły wraz z końcem wojny. Przede wszystkim zaczęły je nosić także kobiety. Płaszcze pojawiły się także w kilku filmach - nosili je Peter Sellers w "Różowej Panterze" czy Audrey Hepburn w "Śniadaniu u Tiffany'ego".

Za kratkami...

Nikomu chyba nie trzeba mówić, co jest znakiem rozpoznawczym Burberry... Większość znanych mi osób używa nawet słowa "kratka" częściej niż "Burberry". Zawsze słyszę: "Podobają mi się te torebki gwiazd, te w taką beżową kratę..."

No właśnie. Ta słynna kratka została zaprojektowana w 1920 r., a opatentowana w roku 1924. Co ciekawe, początkowo była stosowana tylko do podszewki, na którą w zasadzie nikt nie zwracał większej uwagi. Klasyczna kratka jest czarno-biało-czerwona, na żółtobeżowym tle. Na tle można dostrzec rycerza z herbu. Jest to tzw. kratka klasyczna lub kratka z Haymarket.

Nowsza wersja kratki, którą nazwano "Nova", posiada nieznaczne zmiany - tło jest beżowe bez żółtego odcienia i nie ma na nim rycerza, natomiast czerwone do tej pory paski stały się ciemnoróżowe. Ta wersja kratki jest charakterystyczna dla linii kobiecej.

Na punkcie kratki świat oszalał podczas letniej olimpiady w Tokio w 1964 r., kiedy to brytyjskie zawodniczki zapozowały do zdjęć z trenczami wywróconymi podszewkami na zewnątrz.

Nobilitacja

Nic nie może się uważać za prawdziwie brytyjskie, jeżeli nie uzyska aprobaty Pałacu Buckingham. Na szczęście Burberry się to udało. Ubrania tego domu mody stały się absolutnym "must have" dla całej rodziny królewskiej, zarówno w domu, jak i podczas podróży. W 1955 r. królowa Elżbieta nadała Burberry przywilej Royal Warrant, który jest zarezerwowany dla oficjalnych dostawców królewskiego dworu.

Houston, we have a problem...

Pod koniec lat 80. pojawiły się opinie, że styl Burberry jest zbyt monotonny i konserwatywny. Nie to jednak było najgorsze. Okazało się, że od tego stylu zaczęła odwracać się młoda, elegancka brytyjska klientela. A to z bardzo prostego powodu: słynną kratkę upodobały sobie brytyjskie gwiazdki telewizyjne i muzyczne o wątpliwym talencie i... brytyjscy kibole.

Tak, tak - nie pomyliłam się. Krata stała się dla nich symbolem "brytyjskości". Nosili oni czapki "bejsbolówki" i szaliki w kratę.  Lakierowali nawet w kratkę swoje samochody. Oczywiście biorąc pod uwagę ceny artykułów Burberry, kibole nie mogli sobie pozwolić na oryginały. Wzór był więc nieustannie podrabiany. Próba zastrzeżenia go nie dała rezultatu - wystarczyła niewielka zmiana, jak np. poszerzenie paska - i patent na nic się nie zdawał.

Doszło w pewnym momencie do sytuacji tak kuriozalnych, jak profilaktyczne wyrzucanie z eleganckich restauracji i klubów osób noszących oryginalne części garderoby Burberry. Dla laika było bowiem niemożliwe, aby odróżnić autentyk od "kibolowej podróby".

W rezultacie większość domów towarowych odmówiła współpracy z Burberry...

Superwoman

W związku z zaistniałą sytuacją firma zdecydowała się na "zdradę narodową" i zatrudniła na stanowisku dyrektora generalnego Rose Marie Bravo - Amerykankę!

Okazało się to jednak niesamowicie słusznym posunięciem, ponieważ Bravo posiadała niesamowity zmysł do interesów i niezwykle ważne w tej branży wyczucie rynku. Zwielokrotnienie dochodów firmy, wprowadzenie takich gadżetów jak okulary, apaszki czy parasolki i przeciągnięcie na swoją stronę najlepszych projektantów od konkurencyjnych domów mody to tylko niektóre z jej zasług. Firma otworzyła się także z biegiem czasu na bardziej egzotyczne rynki niż brytyjski. Obecnie tylko ok. 15% artykułów jest sprzedawanych w Wielkiej Brytanii. Zawsze się śmieję, że połowa z tego trafia do Pałacu Buckingham. :-)

Burberry jest dziś bardzo popularne wśród gwiazd i na nowo stało się synonimem elegancji i luksusu. Osobiście nie sprawdzałam, ale produkty Burberry można znaleźć w szafie np. Brada Pitta, Davida Beckhama, Madonny, Orlando Blooma czy Gwyneth Paltrow.

Dyrektorem artystycznym jest obecnie dawny pracownik domów mody Gucci i Donna Karan Christopher Bailey, który zastąpił na tym stanowisku Roberta Menichettiego.

Aktualnie twarzą tego domu mody jest znana z roli Hermiony w "Harrym Potterze" Emma Watson.

W Polsce mamy tylko trzy butiki Burberry: w Warszawie przy Pl. Trzech Krzyży, w Poznaniu na Placu Wolności i w Katowicach w Silesia City Center.

Wspominałam na początku, że zajmuję się historią Burberry także ze względu na siebie. A to dlatego, że mam wyjątkową i niczym niewytłumaczalną awersję do tej marki. Wydaje mi się jednak, że winna jest... kratka. Nie wiem czemu, ale jest dla mnie symbolem strasznego kiczu. Pamiętam do dziś, jak ładne 10 lat temu moja babcia kupiła jakąś "Panią domu" czy podobne czasopismo, do którego dołączona była tandetna poliestrowa torba z takim właśnie wzorem. Kojarzyłam już wtedy markę Burberry i strasznie mi ten gratisowy śmieć podniósł ciśnienie. Nawet nie próbuję się zastanawiać co by było, gdybym wyszła z taką torbą na miasto za granicą. Bo w Polsce przecież nikt by się nie zmiarkował...

Poza tym jak na mój gust Burberry wypuszcza całą masę nieszczęśliwych produktów, które mają fatalny fason lub zestawienie kolorystyczne. No bo jak kochać coś takiego:

Albo te torebki:

  

Wyglądają jak nieudane gratisy do "Przyjaciółki". I tak niestety rzecz się ma ze zdecydowaną większością wytworów Burberry. ;-(
Dzięki Bogu udało mi się jednak znaleźć parę perełek, które po pierwsze trochę reperują wizerunek marki w moich oczach, a po drugie skutecznie dodają szyku i elegancji, nie rzucając się przy tym tą nachalną kratką w oczy.

Oto moje skarby:
Dla niej można zabić :-) Cena: 1795 $.
Kratka daje tutaj radę :-)

Mój ulubiony fason na lato! Kosztują ok. 250 $.
Jak nie Burberry...
Moja ulubienica. Jest ogromna, krata jest wyciemniona i przez to subtelna. Bardzo uniwersalna. Cena: 4 000 zł :-)

Podsumowując tego niesamowicie długiego posta da się powiedzieć tylko jedno - zdanie o Burberry każdy musi wyrobić sobie sam. Mój morał z tej bajki mimo wszystko brzmi: "Nie Burberry zdobi człowieka"...

Co za cud...! Portmonetka Judith Leiber

Przeglądając najnowsze trendy natknęłam się na coś, o czym obsesyjnie myślę od paru dni... Jest to przeurocza portmonetka Judith Leiber w kształcie słodkiego, siedzącego kotka. Wyobrażacie sobie, jakie katusze przeżywam w tym wypadku jako miłośniczka kotów?!

Tylko spójrzcie:


Oczu nie można oderwać...

Kiciuś jest wysadzany mnóstwem malutkich kryształków, które delikatnie połyskują w świetle. Na pleckach kiciusia znajduje się zapięcie.

Nie wiem, co można zmieścić do takiej portmonetki, ale szczerze mówiąc - mało mnie to obchodzi. ;-P

Cena niestety jest zaporowa, będę musiała porządnie zacisnąć pasa. Cała nadzieja w tym, że z upływem czasu trochę stanieje. :-) Portmonetka kosztuje mianowicie ok. 2600€, czyli jedyne 10 500 zł...

A Wam jak się podoba?

Ach te torebki... Alexander Wang :-)

Alexander Wang jest jeszcze bardzo młodym projektantem, potrafi jednak zaintrygować. Świetnie łączy klasyczne formy z nowoczesnymi zdobieniami. Przykładem może być ta torebka:


Jej fason jest wyjątkowo klasyczny - to najzwyklejszy "worek", który w tym czy w innym wydaniu każda z nas ma w szafie. Moda na worki nie mija od kilku sezonów. Ja swój ukochany, czarny, kupiony w świętej pamięci Galerii Centrum mam już trzeci rok. :-)

Jednak elementem przykuwającym wzrok są niewątpliwie niezliczone paski z klamrami, które oplatają torbę, wprowadzając element dynamiki. Niby zwykłe paski, niby "nawalone od groma", ale jednak całość prezentuje się bardzo kusząco.

Nie potrafię powiedzieć nic złego o tej torbie, ponieważ to zdecydowanie mój ulubiony fason. Należę do tych kobiet, które w torebce noszą całe mieszkanie, więc mniejsze torebki tylko okazjonalnie wchodzą w grę.

Moim zdaniem świetnie będzie się komponować ze skórzaną ramoneską i gladiatorkami na obcasie.

Nawet cena nie jest jakoś strasznie zaporowa, biorąc pod uwagę, że z racji klasycznego fasonu na pewno posłuży nam więcej niż jeden sezon.

Torebka kosztuje ok. 900 €.

Kolekcja a linia...

Każda szanująca się fanka mody musi posiadać wiedzę w tym temacie. :-)

Tak więc kolekcja jest to cała grupa ubrań zaprojektowana i stworzona z okazji nadchodzącego sezonu. Sezony jak wiadomo mamy dwa w ciągu roku - sezon wiosna/lato, czyli po francusku printemps/été oraz sezon jesień/zima, czyli automne/hiver.

Kolekcja ubrań odpowiada ustalonym trendom (w wielu przypadkach już na rok wstecz!) i jest sygnowana konkretną marką.

Kolekcja jest pojęciem nadrzędnym w stosunku do pojęcia linii odzieżowej.

Linia odzieżowa natomiast jest wypuszczana w ramach konkretnej kolekcji i stanowi serię podobnych produktów, przeznaczonych np. dla konkretnego odbiorcy bądź do określonych celów. Projektant może stworzyć w związku z tym np. linię dziecięcą, linię dla kobiet w ciąży lub linię sportową.

Zdecydowana większość marek odzieżowych posiada przynajmniej 2-3 linie. Dotyczy to w dużej mierze popularnych "sieciówek", np. H&M. Jest to zabieg bardzo opłacalny ekonomicznie, ponieważ produkt ma szansę dotrzeć do bardzo szerokiej grupy odbiorców.

W modowym światku istnieje także pojęcie prekolekcji. Ma ona formę mniejszej kolekcji i jest zwiastunem tej, która zostanie zaprezentowana na tygodniach mody. Prekolekcje są jednak praktykowane tylko przez nieliczne domy mody.

Kolekcja sportowa H&M

Pora na "prêt-à-porter"...

"Prêt-à-porter" jest tłumaczone na angielski jako "ready-to-wear", czyli po prostu "gotowe do noszenia".

Kolekcja "prêt-à-porter" oznacza kolekcje tworzone przez projektantów i firmy odzieżowe masowo. Ubrania sprzedawane są w gotowym formacie a ich rozmiary są w większości przypadków dostosowane do potrzeb rynku.

W dużej mierze są to kolekcje wytwarzane fabrycznie, w przeciwieństwie do haute couture, gdzie kreacja jest raczej "hand-made". Dzięki przyspieszeniu produkcji ubrania mają możliwość szybszego trafienia w ręce klienta.

Wsród kolekcji "prêt-à-porter" zdarzają się ekskluzywne, limitowane ilościowo i czasowo linie, które mają za zadanie podnieść rangę danej kolekcji.

"Prêt-à-porter" został zapoczątkowany i rozpropagowany przez dom mody Cacharel. Kolekcje tego typu projektują m.in. Marc Jacobs, Christian Audiger czy Stella McCartney.

A oto kilka przykładów:

Diesel

Balmain

Celine

Definicja "haute couture"...

"Haute couture" oznacza dosłownie w języku francuskim "wysokie krawiectwo".

Idea ta została zapoczątkowana we Francji w 1857 r. przez niejakiego Charlesa Fredericka Wortha, który to jako pierwszy szył kreacje na indywidualne zamówienie, w tym m.in. dla cesarzowej Drugiego Cesarstwa Eugenii. On także wpadł na pomysł, by prezentować kreacje na żywych modelkach.

Pokaz "haute couture" jest dla projektanta w zasadzie jedyną okazją do zaprezentowania swojego kunsztu krawieckiego. Bo haute couture nie zna absolutnie żadnych ograniczeń. Tak, tak - właśnie do tej kategorii zaliczamy np. monstrualnych rozmiarów kapelusze albo suknie z 20-metrowym trenem. Kiedy oglądamy taki pokaz, zawsze zadajemy sobie pytanie: "I gdzie ja niby miałabym w tym wyjść?". Otóż tak się składa, ze haute couture to w zdecydowanej większości przypadków nie są stroje "do noszenia". Formy są karykaturalne, mocno przerysowane a połączenia barw bywają naprawdę zaskakujące. Zupełnie jak w jakiejś baśni.

I na tym właśnie należy się skupić. Trzeba dostrzec jak nieprzewidywalna, lecz jednocześnie podatna na wizję projektanta potrafi być tkanina. Jednym słowem "haute couture" to sztuka dla sztuki.

Kreacje haute couture są szyte z reguły w jednym, czasem w zaledwie kilku egzemplarzach. Jest to luksus, na który mogą sobie pozwolić tylko nieliczni, ponieważ koszy jednej kreacji nierzadko przewyższają ceną luksusowy samochód.

Warto także wspomnieć, że termin ten jest we Francji prawnie chroniony. Mogą się nim posługiwać wyłącznie firmy, które znajdują się na specjalnej liście Ministerstwa Przemysłu. Lista jest oczywiście aktualizowana.

Do najsłynniejszych twórców haute couture zalicza się m.in. Christian Lacroix, Dior, Chanel, Yves-Saint Laurent, Louis Vuitton czy Jean-Paul Gaultier.

Przeciwieństwem "haute couture" jest "prêt-à-porter", ale o tym następnym razem. :-)

A oto kilka przykładów obrazujących to, co opisałam:
Christian Lacroix

Christian Dior

Jean Paul Gaultier

Witajcie!


Nareszcie znalazłam chwilę czasu i wewnętrzną motywację, by założyć własnego bloga. Przyznam, że odrobinę się z tą decyzją ociągałam, ale: OTO JEST!

Nie będę się rozpisywać szczegółowo o tematyce bloga. Nadmienię tylko, że będzie on poświęcony wszelkim nowinkom i nienowinkom kosmetycznym oraz baaaardzo szeroko pojętej modzie.

Zapraszam do lektury! :-)